Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/30

Ta strona została przepisana.

— Kiedy tak, więc zostaję u ciebie — mówił Chicot. Lecz ani słowa o moim krewnym.
— Boże uchowaj!
— Ani o mnie.
— Za kogóż mię pan bierzesz? Ale ciszej, ktoś idzie.
Gorenflot ukazał się na progu.
— To on! szanowny człowiek! — zawołał gospodarz.
I podszedłszy do mnicha, zrobił znak należących do Ligi.
Znak ten zadziwił i strwożył Gorenflota zarazem.
— Odpowiedz, bracie — rzekł Chicot — nasz gospodarz wie o wszystkiem i do nas należy.
— Jakto, do nas należy? — zapytał Gorenflot.
— Należę do Ligi — rzekł Bernouillet półgłosem.
— Możesz więc odpowiedzieć.
Gorenflot uczynił znak, który uradował gospodarza.
— Ale — rzekł mnich, pragnąc zmienić przedmiot rozmowy — obiecano mi wina z Xeres.
— Wino z Xeres, Malaga, Alicanito, cała moja piwnica zacny bracie, jest ma twoje rozkazy.
Gorenflot spojrzał najprzód na gospodarza, następnie na Chicota, wkońcu wgórę.
Nie pojmował co się święci; ale tak gościnnego przyjęcia nie mógł przypisać pokorze zakonnej.
Trzy dni zkolei raczył się winem: pierwszego dnia pił Xeres, drugiego Malagę, a trzeciego Alicante; powtarzał przecież, że najlepiej lubi burgundzkie i Chambertin.
Tymczasem Chicot nie wychodził ze swego mieszkania i od rana do wieczora pilnował adwokata, Mikołaja Dawid.
Gospodarz przypisywał to obecności mniemane-