Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/41

Ta strona została przepisana.

coraz mocniej — powiadam cd, że mi jest lepiej i że się spowiadałem.
Gorenflot trzeci raz kiwnął głową.
— A ja — rzekł poważnie — powiadam ci, że nie masz się niczego dobrego spodziewać; lekarze cię zgubili i Opatrzność boska opuści. Przykro mi mówić, a wiem to dobrze, że wcześniej, lub później... ale tam jest waga sprawiedliwości i miło umierać na tym świecie, aby na tamtym zmartwychwstać. Pitagoras tak mówił, chociaż był poganinem. Dalej, spowiadaj się, moje dziecię.
— Upewniam cię mój ojcze, że mi jest daleko lepiej, co nawet przypisuję twojej obecności.
— Błądzisz, błądzisz mój synu; wierzaj mi, w ostatnich chwilach jest jakieś wysilenie życia; jest to lampa, która przed zgaśnięciem mocniejsze rzuca światło. Wyznaj mi, synu, twoje zdrady, twoje podstępy, intrygi i grzechy całego żywota — zakończył siadając przy łóżku.
— Moje zdrady? moje podstępy! moje intrygi?... — powtórzył Mikołaj Dawid, cofając się przed mnichem nieznanym, który zdawał się znać go doskonale.
— Tak — rzekł Gorenflot nadstawiając szerokie uszy i wyciągając ręce — kiedy mi wszystko opowiesz, oddaj papiery, a może Bóg ci przebaczy.
— Jakie papiery!... — zawołał chory tak donośnie i mocno, jakby żadnej nie czuł dolegliwości.
— Papiery, które ci mniemany ksiądz przywiózł z Avignonu.
— Kto ci powiedział, że on mi przywiózł papiery!... — zapytał groźnie adwokat, wykuwając nogę z pod nakrycia i patrząc surowo na mnicha.
Gorenflot osądził, że trzeba stawić się mężnie.
— Ten, kto powiedział, wie co powiedział. Da-