Zatrzymując brata, król pożegnał ulubieńców.
Książę Andegaweński, przez cały przeciąg czasu, udając obojętnego dla wszystkich, z ufnością przyjął zaproszenie Henryka.
— Mój bracie — rzekł Henryk, przekonawszy się wprzódy, że oprócz Chicota nikogo niema w pokoju — czy wiesz, jak jestem szczęśliwym monarchą?
— Najjaśniejszy panie — odparł książę — jeśli w rzeczy samej jesteś szczęśliwym, jest to nagroda niebios.
Henryk spojrzał na brata.
— O!... bardzo szczęśliwy — rzekł — bo jeżeli sam nie mam wielkich myśli, zato wszyscy mię otaczający w nie obfitują. Alboż to nie szczęście mieć podobnego kuzyna jak książę de Guise?
Książę skłonił się na znak potwierdzenia.
Chicot otworzył oko, jakby dla słyszenia potrzebował patrzeć i jakby dla lepszego pojęcia, koniecznem mu było widzieć twarz króla.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/99
Ta strona została przepisana.
Rozdział X.
KASTOR I POLLUX