ła, że krew moja palić się będzie, zębami rozszarpałabym żyły, by nie zgasło ostatnie to dla mnie światło na ziemi! Płomień drżał ciągle i bladł co chwila; koło otaczających mnie ciemności rozszerzało się, krąg światła malał mi w oczach — i czarna, ciemna przestrzeń coraz to więcej w koło mnie się zacieśniała. Zdawała się przygniatać mnie... dusić.
Uklękłam i ręce moje złożone, oczy wyniesione wlepiłam... nie w niebo, nie... wlepiłam je w drżący płomyk światła. Do niego nie już do Boga modliłam się w tej chwili!
Nareszcie zaczęła się ostatnia walka światła z ciemnością — walka, która wydała mi się walką moją, pomiędzy śmiercią a życiem. Czy westchnienieniem- mem, modlitwą walkę tę przedłużam? — nie wiem. Zdawało mi się jednak, że światło walczyła upornie z szaloną konwulsyjną siłą przeciw ciemności, przeciw śmierci. Wkrótce rozpoczęło się konanie, były to chwile jasnych niebieskich odbłysków, były światła silne, które jakby wyczerpane walką, gasły, bladły, by za chwilę zajaśnieć chwilowo. Płomień drżał, jak ostatnie tchnienie, biegnące z ust umierającego; nakoniec zgasł, zabierając z sobą światło, które połową jest życia.
Upadłam w głąb mojej ciemnicy: od tej chwili już nie wątpiłam, bo rzecz dziwna, że dopiero wtedy, gdy przestałam widzieć list i truciznę, uwierzyłam w ich istnienie.
Cisza grobowa nie przerażała mnie przy świetle; gdy ono zagasło, wydała mi się okropną nie do zniesienia.
Zresztą otoczenie moje było tak ponure, tak przerażające, że gdybym nawet miała nadzieję być usłyszana, nie zdobyłabym się na odwagę wydobycia głosu z piersi.
Dziwna rzecz, że przy zbliżającej się śmierci, zapomniałam zupełnie o tym, który był jej powodem; myślałam o położeniu mojem pogrążona w trwodze; o nim jednak nie myślałam, ani też nie przeklinałam go. Wkrótce zaczęłam uczuwać męczarnie głodu.
Nie umiem oznaczyć czasu, jaki upłynął. Niezawodnie jadnak musiał minąć dzień cały i noc już nastała. Wkrótce zajaśniało słońce i promień jego oświecił podstawę kolumny, na której wspierało się podziemie. Wydałam okrzyk radości, jakgdyby promień ten nadzieję mi przynosił.
Wpatrywałam się w niebo tak upornie, że nakoniec
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/101
Ta strona została przepisana.