oczekiwanie to i zajęcie złagodziło trochę straszliwe cierpienia, jakich doświadczałam.
Nakoniec promień oczekiwany zajaśniał. Ukazał się naprzód blady i przyćmiony... w tym dniu słońce zapewnie było pokryte chmurami. Wówczas wszystko, co oświecało na ziemi, przedstawiło się mojej wyobraźni: drzewa, łąki, woda, Paryż, którego już nie zobaczę nigdy, matka moja, którą opuściłam nazawsze — matka moja, która już może w tej chwili zawiadomiona o śmierci mojej, opłakuje swą córkę, żyjącą jeszcze.
Na wszystkie te wspomnienia, serce moje się ścisnęło; załkałam i rozpłakałam się rzewnie, po raz pierwszy w podziemiu. Powoli uspokoiłam się, łkania gwałtowne ustały, łzy spływały zwolna. Postanowiłam wypić truciznę; jednakże cierpiałam mniej.
Siedziałam tak samo jak dnia poprzedzającego, z oczyma wlepionemi w promień światła, widziałam je bledniejące i niknące... Pożegnałam je skinieniem ręki, bo byłam zdecydowana już go więcej nie oglądać.
Wówczas zaczęłam badać moje sumienie. W całem mojem życiu, czy jako młoda dziewczyna, czy jako mężatka, nie popełniłam złego czynu; umierałam bez uczucia zemsty i nienawiści. Bóg przyjmie mnie za córkę, ziemię zamieni na niebo. Była to jedyna pocieszająco myśl, której się uczepiłam.
Wkrótce zdawało mi się, że ta myśl nietylko mnie zajęła, lecz i to wszystko co mnie otaczało. Zaczęłam doświadczać tego świętego uniesienia, które odwagę męczenników stanowi. Stanęłam prosto z twarzą zwróconą ku niebu i zdawało mi się, że wzrok mój przebije sklepienie i dojdzie do tronu Boga. W tej chwili uniesienie religijne przemogło fizyczne cierpienia, postąpiłam do kamienia, na którym stała trucizna. Widziałam ją wśród ciemności; wzięłam szklankę do ręki, słuchałam czy nie dojdzie mnie jaki odgłos, patrzałam czy nie dojrzę światła; odczytałam w myśli list, który mi mówił, że od dwudziestu lat nikt nie zeszedł do tego podziemia i lat dwadzieścia minie, zanim kto do niego zejdzie. Przekonałam się w duszy o niepodobieństwie uniknięcia cierpień, jakie mnie jeszcze czekają, wzięłam szklankę z trucizną, poniosłam do ust i wypiłam, łącząc razem z ostatnim szeptem pożegnania, żalu i nadziei, imię mej matki, którą opu-
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/103
Ta strona została przepisana.