— Alfredzie! — zawołała moja matka przestraszona — bądź ostrożny w czynach, w słowie. Hrabia nie jest człowiekiem, któregoby oddalić można bez dania ważnego pozoru.
— Bądź spokojna, moja matko, zachowam wszelkie konieczne wymagania. Co zaś do powodu, ten dam mu dostateczny.
— Rób jak chcesz, jesteś głową rodziny i nie uczynię nic przeciw twej woli, ale w imię nieba, rachuj się z każdem słowem, a odmawiając złagodź odmowę o ile będziesz mógł.
Wziąłem świecę do ręki, aby się odalić.
— Zopomniałam, że jesteś zmęczony drogą — zawołała — idź odpocznij, jutro będzie dosyć czasu do namysłu.
Zbliżyłem się, aby ją uściskać. Zatrzymała moją rękę:
— Obiecujesz mi, nieprawdaż, że oszczędzać będziesz miłość własną hrabiego?
— Daję ci słowo, moja matko — odpowiedziałem, ściskają; ją po raz drugi i oddaliłem się.
Upadałem ze znużenia; to też położywszy się spałem bez przerwy do dziesiątej zrana.
Skoro się obudziłem, znalazłem jak się tego spodziewałem, list od hrabiego na stoliku. Nie sądziłem jednakże, aby zachował tyle spokoju i godności; list jego był wzorem grzeczności i przyzwoitości.
„Chociaż pragnąłem przesłać ten list jaknajprędzej; nie chciałem odesłać go ani przez służącego, ani przez przyjaciela, lękając się zaniepokoić drogich panu osób, które sądzę, iż wolno mi będzie uważać za bliskie i nie obojętne, pomimo tego, co zaszło wczoraj u lorda G...
„Łatwo pan jednak pojmiesz, iż żądać muszę wytłumaczenia słów wymówionych do mnie. Prosiłbym więc, aby pan był łaskaw naznaczyć godzinę i miejsce, gdziebyśmy się widzieć mogli? Sądzę, iż rozmowa nasza powinna być tajemna, jeżeli jednak pan sobie życzysz, przyprowadzę z sobą dwóch przyjaciół.