twa, należącego do zamku Burcy; był to piękny krajobraz, który chciałem skopjować. Ściągnąłem żagle i zabrałem się do roboty.
Nie wiem jak długo byłem zajęty, gdy nagle poczułem na twarzy gorący powiew wiatru, który jest oznaką zbliżającej się burzy; morze zmieniło kolor, z zielonego stało się ciemnoszare, błyskawica przerżnęła horyzont, niebo pokryło się czarnemi, groźnemi, podobnemi do łańcucha gór, chmurami; nie było chwili do stracenia, podniosłem żagiel i skierowałem łódkę ku Trouville, płynąc ku brzegom, aby w razie niebezpieczeństwa mieć ląd w bliskości. Zaledwie jednak upłynąłem ćwierć mili, żagiel zaczął silnie uderzać o maszt; spuściłem go, gdyż nie dowierzałem tej zwodniczej ciszy morskiej.
Istotnie, w chwil kilka potem, kilka prądów wiatru skrzyżowało się, morze zaczęło się kołysać, huk piorunu dał się słyszeć, była to przestroga nie do pogardzenia. Rzeczywiście też burza zbliżyła się szybko. Zdjąłem ubranie, wiosła wziąłem do rąk i skierowałem się ku brzegom.
Byłem jednak od nich o całe dwie mile oddalony; szczęściem była to godzina przypływu i chociaż wiatr był przeciwny, a chwilami ustawał zupełnie, bałwany popychały mnie ku brzegom. Ja ze swej strony dokazywałem cudów, wiosłując z całych sił, jednakże burza nadchodziła szybko i wkońcu dogoniła mnie. Nadomiar złego noc się zbliżyła; miałem jednakże nadzieję, że wyląduję zanim się ściemni zupełnie.
Straszną przeżyłem godzinę; łódka moja rzucona jak łupina orzecha, wznosiła się i opadała wraz z bałwanami. Wiosłowałem jednak ciągle; wiedziałem nareszcie, że tracę napróżno siły, rzuciłem wiosła wgłąb łódki obok masztu i żagli, zdjąłem resztę wierzchniego ubrania, aby nie zawadzało w nurtach i chciałem rzucić się w morze, aby dopłynąć do brzegu. Lekkość jednak łódki ocaliła mnie; kołysząc się lekko jak korek, nie nabrała ani kropelki wody; lękałem się tylko, aby się nie rozbiła o skały; już zdawało się że uderza, lecz uczucie to było tak szybkie i lekkie, iż nabrałem nadziei. Ciemność była tak głęboka, że o dwadzieścia kroków nic nie widziałem; nie mogłem więc dojrzeć jak daleko byłem od brzegu. Nagle doświadczyłem nagiego wstrząśnienia; nie mogłem wątpić — łódka uderzyła, lecz czy oskały, czy o mieliznę, nie wiedzia-
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/12
Ta strona została przepisana.