szony przed światem uznawać cię za uczciwego człowieka. Połóż więc swoje pistolety, bo mordując mnie pogorszysz tylko swą sprawę.
— Masz pan — słuszność — odpowiedział hrabia, zapinając olstra i kierując konia. Kiedyż się bijemy?
— Jutro rano, jeżeli pan nie masz nic przeciwko temu.
— Wybornie; a miejsce?
— W Wersalu.
— Bardzo dobrze. O dziewiątej tam czekać pana będę z dwoma świadkami.
— Z panem Henrykiem i Maksem, nieprawdaż?
— Czy pan masz co przeciw nim?
— Tak; jeżeli już mam się bić z mordercą, nie chcę, żeby ten za sekundantów brał swoich wspólników... Inaczej więc to uradzimy, jeżeli pan pozwolisz.
— Ponieważ nasze spotkanie ma pozostać tajemnicą dla całego świata, każdy z nas wybierze sobie sekundantów pomiędzy oficerami, stającymi garnizonem w Wersalu, nieznanymi, aby mogli zaświadczyć, że nie spełniono tam morderstwa. Czy pan nic nie masz przeciw temu?
— Przystaję z chęcią.. A teraz jaka broń?
— Ponieważ szpadą moglibyśmy poranić się tylko nieszkodliwie, coby nam jednak przeszkadzało bić się dalej, sądzę, iż wybrać musimy pistolety. Przywiezie pan swoje, ja również moje zabiorę.
— Do jutra o dziewiątej.
Skłoniliśmy się sobie po raz ostatni i wkrótce każdy z nas oddalił się w swoją stronę. Zwłoka, której żądałem istotnie była mi potrzebna, ażeby zrobić porządek w moich interesach i, zaledwie powróciłem do siebie, zamknąłem się w moim pokoju. Nie taiłem przed sobą skutku pojedynku, że mogę zginąć, bo znałem zręczność i zimną krew hrabiego. W takim razie musiałem wprzód zapewnić los Pauliny.
Przygotowania te przeciągnęły się do późnej nocy. Położyłem się o drugiej, rozkazawszy służącemu obudzić mię o szóstej. Wypełnił punktualnie moje polecenie. Był to człowiek, na którego mogłem rachować. Zaleciłem, aby list odwiózł sam do doktora w Londynie, w razie, gdybym został zabity w pojedynku. Na ten cel przeznaczyłem mu dwieście luidorów. Jeżeli zginę, użyje ich na drogę; w przeciwnym razie zachowa je jako zasłużoną gratyfi-
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/123
Ta strona została przepisana.