Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/125

Ta strona została przepisana.

— Jesteś pan raniony! — zawołał zbliżając się ku mnie.
— To nic — odpowiedziałem biorąc w lewą rękę pistolet. Na mnie kolej, panie!
Hrabia rzucił pistolet wystrzelony, podniósł drugi i powrócił na swoje miejsce.
Celowałem zwolna i zimno, poczem wystrzeliłem. W pierwszej chwili sądziłem, że chybiłem, bo pozostał nieporuszony; widziałem go podnoszącego pistolet, lecz zanim go ku mnie skierował, drżenie konwulsyjne ogarnęło go, upuścił broń, chciał coś przemówić, krew rzuciła mu się ustami i padł bez życia: kula przeszyła mu piersi. Świadkowie zbliżyli się naprzód do niego, potem do mnie. Pomiędzy niemi był chirurg; prosiłem, aby opatrzył mego przeciwnika.
— To zbyteczne — odpowiedział mi poruszając głową — on już nie potrzebuje żadnych starań.
— Czy postąpiłem podług zasad honoru, panowie? — zapytałem.
Skłonili się na znak potwierdzenia.
— Bądź więc łaskaw, doktorze — zawołałem zdejmując surdut — przyłożyć jaki plaster na to zadraśnięcie, aby zatrzymać krew, gdyż muszę natychmiast odjechać.
— Ale — rzekł do mnie najstarszy z oficerów, podczas kiedy lekarz kończył mnie opatrywać — gdzie trzeba odwieźć ciało twego przyjaciela?
— Ulica Bourbon Nr. 16 — odpowiedziałem uśmiechając się z naiwności jego. — Do pałacu hrabiego de Beuzeval.
— Po tych słowach wsiadłem na konia i udałem się galopem do Paryża, aby uspokoić matkę.