dziesiątej rano nic w ustach nie miałem, lecz o radości! macając się po kieszeniach, znalazłem bułeczkę, w drugiej zaś flaszkę koniaku, którego dobra moja gospolyni włożyć mi nie zapomniała. Była to wyśmienita kolacja, zupełnie zastosowana do okoliczności w jakich się znajdowałem.
Zaledwie ją ukończyłem, uczułem miłe ciepło rozchodzące się po zdrętwiałych członkach; myśli moje ożywiły się, uczułem potrzebę spoczynku i snu, a okrywszy się paltotem, oparty o słup, wkrótce zasnąłem, ukołysany świstem wiatru i szumem bałwanów, odbijających się o brzegi morza.
Spałem już ze dwie godziny, kiedy nagle zostałem przebudzony odgłosem zamykających się ciężkich drzwi. Otworzyłem oczy, zdziwiony powstałem szybko i z instynktową ostrożnością skryłem się poza filarem. Napróżno jednak patrzyłem wokoło; nie widziałem nic, nic nie słyszałem, mimo to miałem się na baczności, przekonany, że hałas, który mnie przebudził, był rzeczywistością, nie zaś urojeniem marzenia sennego.
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/14
Ta strona została przepisana.