W tej chwili dopiero przypomniała sobie, że przed dwiema godzinami wypróżniła szklankę...
— Czy cierpisz? — zapytałem.
— Jeszcze nie! — odpowiedziała.
Nadzieja we mnie wstąpiła.
— Czy dawno trucizna była tu przeniesiona?
— Dwa dni i dwie noce, o ile sądzić mogę...
Przypatrzyłem się szklance ma mowo. Głęboki osad pokrywający dno uspokoił mnie: przez te dwa dni i dwie noce trucizna opadła. Paulina wypiła wodę zatrutą wprawdzie, niedość jednak silnie, by miała sprowadzić śmierć.
— Niema ani chwili do stracenia — rzekłem chcąc ją wziąć na ręce — trzeba uciekać i szukać ratunku.
— Będę mogła iść sama — powiedziała Paulina, cofając się nieśmiało.
Natychmiast więc skierowaliśmy kroki nasze ku pierwszym drzwiom, które zamknęliśmy za sobą: potem zbliżyliśmy się ku drugim i te otworzyły się bez trudu. Znaleźliśmy się w kaplicy. Księżyc błyszczał na czystem niebie. Paulina wyciągnęła ręce i padła po raz drugi na kolana.
— Idźmy, idźmy — wołałem — każda chwila może być zgubą naszą!
— Cierpię już — zawołała powstając.
Zimny pot oblał mi skronie; wziąłem ją na ręce jak dziecię, przeszedłem szybko ruiny i biegnąc prawie, doszedłem do wybrzeża, kierując się ogniem rozpalonym przez moich przewoźników.
— Podawać łódkę! — zawołałem głosem, po którym poznać mogli, że niema ani chwili do stracenia.
Rzucili się do łódki i wkrótce potem przypłynęli, o ile można było najbliżej. Wszedłem w wodę po kolana, wzięli z rąk mych Paulinę i złożyli w łódce. Ja wskoczyłem za nią.
— Czy cierpisz więcej? — zapytałem.
— Tak — odpowiedziała.
Co działo się w mem sercu — opisać trudno. Targała niem rozpacz prawie. Przeciwko truciźnie nie miałem nic, żadnego środka. Wtem przyszła mi na myśl woda morska; — napełniłem nią muszlę, którą znalazłem na dnie łódki i podałem Paulinie.
— Wypij to — rzekłem.
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/28
Ta strona została przepisana.