Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/40

Ta strona została przepisana.

— Tak, masz słuszność — zawołałem — jesteś aniołem dobroci i wyrozumienia.
Przeszliśmy do pracowni, na pianinie leżały najnowsze śpiewy pani Duchange, de Labarre i Plandata, najsławniejsze arcydzieła Belliniego, Meyerbeetra i Rossiniego. Panilna otworzyła jeden z zeszytów i pogrążyła się w głębokiej zadumie.
— Co ci jest? — zapytałem, widząc jej bystre oczy wpatrzone wciąż w tę samą kartę, i ją sarną zdającą się zapominać o mojej obecności.
— Szczególna rzecz... — szepnęła odpowiadając zarazem swym myślom i moim pytaniom — niema tygodnia, jak śpiewałam tę pieśń u pani B.; miałam wówczas rodzinę, nazwisko, stanowisko w świecie... wszystko; dziś nic mi nie pozostało...
Zbladła i upadła prawie na stojący obok fotel, zdawało się, że umiera. Zbliżyłem się do niej, przymknęła oczy, domyśliłem się, iż pragnie, by jej nie przeszkadzać, usiadłem obok i opierając jej głowę o moje ramię szepnąłem:
— Biedna siostro!
Rozpłakała się, ale bez łkań i bez jęków. Z ócz jej płynęły ciche, smutne łzy, łzy rzewne, których wylewania bronić się nie godzi. Po chwili uspokoiła się, z uśmiechem otworzyła oczy i rzekła:
— Pozwoliłeś mi płakać, dziękuję ci za to!
— Nie jestem już zazdrosny — odpowiedziałem..
Powstała.
— Czy niema tu drugiego piętra? — zapytała.
— Owszem, składa się ono z takich samych pokojów jak te.
— Czy ma być zajęte?
— Jeeżłi chcesz tego.
— Musimy przyjąć stosunki takie, jakie Opatrzność nam wyznaczyła. W oczach świata jesteś moim bratem, naturalnem więc jest, byś mieszkał w jednym ze mną domu, uważanoby nawet za szczególne, gdybyś szukał innego mieszkania. A teraz zejdźmy do ogrodu.
Był to maleńki jak dywan tarasik, zielony, z bukietem kwiatów pośrodku, wokoło była ścieżka usypana piaskiem, przeszliśmy po niej parę razy, poczem Paulina zerwała kilka róż.
— Spojrzyj na nie — zawołała — jakie blade i bez za-