Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/52

Ta strona została przepisana.

ażeby wybrał jednego z nich i w pojedynku zmazał swoją obrazę. Lecz hrabia odpowiedział z ironją, iż zasady jego religijne nie pozwalają mu przelewać krwi bliźniego bez potrzeby i, że ze swej strony odwołuje słowo obrażające, które wymówił; lecz od polowania, za nic w świecie nie odstąpi. Po tych słowach zaproponował, aby zebrani towarzyszyli mu konno i byli świadkami jego walki, uprzedzając, że jeżeli nie zechcą zrobić mu tego zaszczytu, to i tak uda się sam na miejsce wskazane. Oficerowie widząc to niewzruszone postanowienie, nie śmieli dłużej nalegać i umówili się, iż się zejdą o godzinie oznaczonej przy wschodniej bramie miasta.
Cały orszak w milczeniu postępował ku miejscu oznaczonemu, każdy jeździec miał dubeltówkę z dwoma nabojami i karabin. Jeden hrabia był bez broni; ubrany po cywilnemu, jakgdyby się udawał, na przejażdżkę do lasku Bulońskiego. Wszyscy oficerowie spoglądali na niego z zadziwieniem, nie mogąc dać wiary, aby do końca mógł zachować swoją zimną krew.
Przybywszy do bagna, oficerowie nanowo zaklinali go, aby nie postępował dalej, wtem dał się słyszeć przeciągły ryk, odległy zaledwie o sto kroków, a konie niespokojne zaczęły rżeć i wspinać się.
— Widzicie panowie sami, że jest już zapóźno, by się cofać; jesteśmy odkryci, zwierz wie, że tu jesteśmy; a nie chciałbym opuścić Indji, których już prawdopodobnie nigdy nie zobaczę, i pozostawić po sobie fałszywej opinji nawet u tygrysów. Naprzód więc! — zawołał — i skierował konia ku bagnom w miejsce, gdzie pod wysoką skałą potłuczona trzcina wskazywała legowisko tygrysicy.
Gy się zbliżył do skłay, nowy ryk dał się słyszeć, ryk tak silny i bliski, że jeden z koni cofnął się nagle i o mało nie wysadził jeźdźca z siodła; inne pokryte pianą, z dzikiem wejrzeniem drżały na nogach, jakgdyby wyszły ze zlodowaciałej wody. Wówczas oficerowie pozsiadali z koni i oddali je pod straż służących, a hrabia pierwszy zaczął się wdzierać na wierzchołek skały, ażeby rozpoznać położenie.
W istocie, z wierzchołka dostrzegł połamaną przez strasznego zwierza trzcinę i pewien rodzaj dróg szerokich prawie na dwie stopy, utorowanych wśród wysokiej