Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/102

Ta strona została przepisana.

lem l‘Artifaille‘a, stojącego nieruchomo koło drzwi z workiem pod pachą.
— Oto, — rzekł — przynoszę ci z powrotem twoje tysiąc franków!
— Moje tysiąc franków?
— Tak i daruję ci pozostałe dwa tysiące.
— Ale przyrzeczenia swego nie zmienisz?
— No chyba!
— Okazujesz więc poprawę?
— Nie wiem.
Położył worek na skrzyni.
Potem zrobił minę, jakby chciał o coś poprosić, lecz widać było, że ciężko mu wymówić słowa prośby.
— Czego chcesz? — zagadnąłem. — Mów przyjacielu! Uczyniłeś teraz rzecz dobrą. Nie wstydź się tedy, jeśli chcesz uczynić coś jeszcze lepszego.
— Czy bardzo kochasz Matkę Boską? — zapytał.
— Bardzo.
— I czy sądzisz, że za jej wstawieniem się człowiek, chociażby wielki grzesznik, może doznać zbawienia w godzinę śmierci? A więc, zamiast twoich trzech tysięcy franków, które ci daruję, daj mi jaką relikwię, różaniec lub szkaplerz, abym go mógł ucałować w godzinę śmierci.
Zdjąłem medalik na złotym łańcuszku, który mi matka w dniu urodzin zawiesiła na szyi, a z którym się nigdy nie rozłączałem — i dałem go świętokradcy.
Bandyta przycisnął wargi do medalika i wybiegł szybko.
— Rok upłynął, podczas którego nie słyszałem nic o l‘Artifaille‘u, zdaje się opuścił Etampes, by gdzieindziej uprawiać swe rzemiosło.
Tymczasem otrzymałem list od kolegi, wikariusza z Fleury. Moja droga matka była ciężko chora