Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/104

Ta strona została przepisana.

Po drganiu ramion można było poznać, że placze.
Zapukałem do drzwi.
Powstała szybko i otworzyła mi.
— Ach, księże dobrodzieju! — zawołała — domyśliłam się, że to wy! Usłyszawszy pukanie, wiedziałam już, że to wielebny ksiądz! Ach! ksiądz dobrodziej przybył zapóźno: mąż mój umarł bez spowiedzi!
— A więc nie okazał skruchy przed śmiercią?
— Owszem, przeciwnie, jestem przekonana, iż w głębi serca był chrześcijaninem, lecz oświadczył, że nie chce żadnego księdza, prócz was, że tylko przed wami może się wyspowiadać, przed nikim innym. — chyba przed Najświętszą Panną!
— Tak powiedział?
— Tak, i mówiąc to, całował medalik, wiszący na złotym łańcuszku na szyi, przyczem żądał, aby mu przedewszystkiem nie zabrano tego medalika, mówiąc, że jeśli go pochowają wraz z medalikiem, wówczas zły duch nie będzie miał przystępu do ciała.
— Czy to wszystkie jego słowa?
— Nie, rozstając się ze mną, by iść na stracenie, powiedział jeszcze, że ksiądz dobrodziej przyjedzie dziś wieczór i przyjdzie zaraz do mnie.
— On to wam powiedział? — zapytałem zdziwiony.
— Tak i wyraził jeszcze ostatnie życzenie.
— Jakie?
— Kiedy ksiądz przybędzie... mój Boże! nie mogę tego powtórzyć.
— Mówcie, moja droga kobieto, mówcie śmiało!
— A więc, kazał mi prosić księdza, byś udał się pod szubienice i zmówił przy jego zwłokach pięć Ojcze nasz i pięć Zdrowaś. Księże dobrodzieju! on twierdził, że ksiądz mu tego nie odmówi.