Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/111

Ta strona została przepisana.

Powstałem i począłem szukać po ziemi. Blask księżyca pomóg mi w poszukiwaniu.
Podniosłem medalik i włożyłem go z powrotem na szyję trupa biednego l‘Artifaille‘a.
W chwili, gdy medalik dotknął się jego piersi, jakby dreszcz przebiegł cale ciało, a z piersi wydobył się ostry, prawie bolesny jęk.
Kat odskoczył w tył.
Jęk ten wyjaśnił mi wszystko. Przypomniałem sobie, że Pismo Święte wspomina przy egzorcyzmach o krzyku, jaki wydaje djabeł, opuszczając ciało opętanego.
Kat trząsł się jak listek osiki.
— Chodźcie tu, przyjacielu, — rzekłem — i niczego się nie bójcie!
Zbliżył się z ociąganiem, pytając:
— Czego chcecie, książę dobrodzieju?
— Te zwłoki trzeba umieścić na dawnem miejscu.
— Nigdy! — ha, żeby mię znowu powiesił?
— Niema już niebezpieczeństwa, przyjacielu, ręczę za wszystko!
— Ależ, księże dobrodzieju! księże dobrodzieju!
— Chodźcie! — rzekłem.
Postąpił krok naprzód i szepnął:
— Hm, nie dowierzam mu!
— Zupełnie niesłusznie, mój przyjacielu! teraz skoro nieboszczyk ma znów na sobie medalik, niema się czego obawiać!
— Dlaczego?
— Ponieważ szatan niema już nad nim mocy. Ten medalik bronił go przed złym duchem: wyście mu go zabrali i w tej samej chwili zły duch, który go kusił do zbrodni, którego dotychczas powstrzymywał duch dobry — wszedł w jego ciało, a działanie tego ducha widzieliście sami.