Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/115

Ta strona została przepisana.

przedstawił swoją historję, opowiedz i ty swoją! Może będzie najprawdopodobniejszą ze wszystkich!
— Czy najprawdopodobniejsza, czy nie, powtórzę ją jednak zgodnie z prawdą, doktorze! Jechałem ze Strassburga do kąpiel w Louesche i naturalnie, przejeżdżałem przez Bazyleję, gdzie musiałem opuścić dyliżans pocztowy i nająć powóz prywatny.
Przybywszy do zajazdu „pod Koroną“, począłem dowiadywać się o jaki powóz do wynajęcia i poprosiłem gospodarza, by mi pomógł w poszukiwaniach i dowiedział się, czy kto z miasta nie zechciałby odbyć tej podróży razem ze mną; miał tej osobie zaproponować ponoszenie wspólnych kosztów, przez co podróż stałaby się przyjemniejszą i tańszą.
Na wieczór znalazło się to, czegom szukał: żona pewnego kupca bazylejskiego, straciwszy właśnie trzymiesięczne dziecię, które sama karmiła, zapadła z bólu po tej stracie w chorobę, na którą polecono jej kąpiele w Louesche. Było to jej pierwsze dziecko, gdyż wyszła za mąż przed rokiem.
Gospodarz opowiedział mi, że tylko z wielkim trudem zdołano młodą kobietę nakłonić do rozstania się z mężem. Chciała koniecznie pozostać w Bazylei, albo żeby mąż jechał razem z nią. Ale z jednej strony zdrowie jej wymagało kuracji, i, z drugiej — interesy handlowe czyniły obecność męża w Bazylei konieczną, to też wreszcie zdecydowała się jechać. Następnego rana mieliśmy odjechać razem, w towarzystwie jej pokojówki.
Czwarte miejsce w powozie miał zająć pewien ksiądz z pobliskiej wsi.
Nazajutrz rano o ósmej powóz zajechał przed gospodę; ksiądz siedział już w nim. Wsiadłem i ja, poczem udaliśmy się po młodą kobietę i jej służącą.
Siedząc w powozie byliśmy świadkami czułego pożegnania obojga małżonków. Zaczęło się ono