Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/123

Ta strona została przepisana.

W roku 1831 między Rosją a Polską rozgorzała jedna z tych walk, kiedy to krew całego narodu wyczerpuje się jak krew jednej rodziny.
Mój ojciec i dwaj bracia stanęli pod sztandarem narodowej niepodległości, który tylekroć zdeptany, zawsze się podnosi! na nowo.
Pewnego dnia dowiedziałam się, iż mój: najmłodszy brat został zabity; innym razem doniesiono mi o śmiertelnem zranieniu starszego; nareszcie, gdy z trwogą wsłuchiwałem się w coraz bliższy grzmot dział, — przybył ojciec mój na czele stu jeźdźców, niedobitków trzechtysięcznego hufca, którym dowodził.
Ojciec zamknął się z temi resztkami swego oddziału w naszym zamku z postanowieniem zagrzebania się pod jego gruzami. Nie obawiając się niczego dla siebie, drżał jednak o mój los. Istotnie dla niego nie było innego wyjścia, jak śmierć, gdyż wiedział, iż żywcem nie wpadnie w ręce okrutnego wroga; mnie natomiast groziła niewola i pohańbienie.
Ojciec wybrał dziesięciu ludzi z pośród stu, którzy mu pozostali, wyznaczył dowódcę, powierzył mu wszystko nasze złoto i kosztowności, a przypomniawszy sobie, że po drugim rozbiorze Polski moja matka, będąc wówczas jeszcze dzieckiem, znalazła schronienie w niedostępnym klasztorze Sahastru, leżącym wśród gór karpackich — polecił mu odwieźć mię do tego klasztoru, który niechybnie dla córki okaże się również gościnnym, jak niegdyś dla matki.
Mimo iż ojciec żywił dla mnie bezgraniczną miłość, pożegnanie było krótkie. Według prawdopodobieństwa Rosjanie mogli już nazajutrz stanąć pod murami zamku, chwili więc czasu nie było do stracenia.