Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/131

Ta strona została przepisana.

kusami brata; w tym języku przyjmij wyrazy mej najszczerszej wdzięczności!
— Dziękuję, pani. Było to całkiem naturalne, że ująłem się za panią w tem położeniu. Właśnie polowałem w górach, gdy usłyszałem nieregularne, ustawicznie padające strzały; odgadłem iż chodzi tu o gwałtowny napad i poszedłem w ogień, że się tak wyrażę po wojskowemu. Dzięki Bogu przybyłem w samą porę. Lecz pozwól pani zadać sobie pytanie, jakim sposobem będąc osoba tak znakomitego stanu, mogłaś się zapuścić w nasze góry?
— Jestem Polka. Dwaj moi bracia padli w walce z Rosjanami; ojciec pozostał w rodzinnym zamku, by się bronić do ostatka i bezwątpienia podzielił już los synów; na rozkaz ojca uszedłszy przed rzezią, chciałam szukać schronienia w klasztorze Sahastru, w którym matka moja, będąc młodą, w podobnych okolicznościach znalazła pewny przytułek.
— Pani jest nieprzyjaciółką Rosjan? tem lepiej! to pani posłuży za najlepszą rekomendację w naszym zamku; musimy wytężyć wszystkie siły w zbliżającej się walce. Wiedząc teraz, kim pani jest, z kolei trzeba, abyś wiedziała, kim my jesteśmy. Nieprawdaż, nazwisko Brankowanów nie jest ci obcem?
Skłoniłam się w milczeniu.
— Moja matka jest ostatnią księżniczką tego nazwiska, ostatnią latoroślą owego znakomitego męża, którego Kantymirowie, ci nędzni służalcy Piotra L, kazali niecnie zamordować. Matka moja poślubiła pierwszy raz wojewodę Serbana, również księcia, choć z mniej znacznego rodu.
Ojciec mój wychowany we Wiedniu, tam nauczył się cenić zdobycze cywilizacji. Postanowił ze mnie zrobić Europejczyka; podróżowaliśmy więc po Francji, Włoszech, Hiszpanji i Niemczech.