Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/135

Ta strona została przepisana.

gestem ręki, dając obu synom do zrozumienia, iż jej rzeczą jest podejmować mnie.
Jakoteż poczęta do mnie mówić po mołdawska, przyczem z jej twarzy mogłam się dorozumieć znaczenia stów. Wskazała na stół, naznaczyła mi miejsce przy sobie i ruchem ręki niejako cały dom oddawała mi do rozporządzenia; następnie pierwsza usiadła z miną życzliwej powagi i robiąc znak krzyża, rozpoczęła modlitwę przedobiednia.
Każdy zajął miejsce, jakie mu etykieta przeznaczyła. Gregoriska siedział koło mnie. Ja byłam gościem i jako taka wskazałam Kostakicmu miejsce honorowe koło jego matki Smerandy. Tak się nazywała hrabina.
Inni domownicy jedli przy tym samym stole, usadowieni według swego znaczenia, jako przyjaciele domu lub służący.
Obiad był ponury. Kostaki nie przemówił do mnie ani słowa, zato brat jego był tem uprzejmiejszy, wciąż rozmawiając ze mną po francusku. Matka podsuwała mi potrawy z ową uroczysta, zwykłą sobie powaga. Gregoriska prawdę powiedział: była ona prawdziwą księżną w każdym calu.
Po obiedzie Gregoriska podszedł do matki i w języku mołdawskim przedstawił jej, że, będąc bardzo znużoną wypadkami tego dnia, potrzebuję nieodzownie samotności i spokoju. Smeranda skinieniem głowy dała znać, że uważa to za rzecz słuszną, podała mi rękę, pocałowała mię w czoło, jak córkę, życząc dobrej nocy.
Gregoriska nie omylił się: istotnie tęskniłam bardzo za chwilą samotności. Podziękowałam księżnej, która mię odprowadziła aż do drzwi. Tu już oczekiwały te same dwie kobiety, które mię przedtem zaprowadziły do mego pokoju.
Pożegnawszy księżnę i jej synów, znalazłam się w tym samym pokoju1, który uprzednio opisałam.