Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/140

Ta strona została przepisana.

Przesunął ręką po czole z głębokiem westchnieniem szczęścia.
— A więc zechcesz iść ze mną?
— Pójdę za tobą wszędzie!
— Pojmujesz, że do szczęścia naszego musimy dążyć zapomocą ucieczki?
— Ach tak, uciekajmy stąd! — zawołałam.
Cicho — przerwał drgnąwszy — cicho!
— Ma pan słuszność!
Zbliżyłam się doń, drżąc cała.
— Proszę posłuchać, com przedsięwziął — rzekł — i czemu tak długo zwlekałem z wyznaniem miłości. Będąc pewnym wzajemności, chciałem by nic naszemu połączeniu nie stało na przeszkodzie. Jestem bogaty, Jadwigo, i to bardzo bogaty, lecz tak, jak wszyscy magnaci mołdawscy: majątek mój składa się z dóbr, trzód, poddanych. Sprzedałem więc klasztorowi w Hango dobra, bydło i poddanych za sumę jednego miljona. Otrzymałem z tego 300.000 franków w klejnotach, 100.000 w złocie a resztę w wekslach na Wiedeń. Czy ten miljon wystarczy?
Uścisnęłam mu dłoń, mówiąc:
— Twa miłość, Gregorisko, wystarczyłaby mi.
— A więc, proszę posłuchać. Jutro udaję się do klasztoru w Hango, aby z przełożonym umówić się ostatecznie. Będzie trzymał dla mnie konie w gotowiu na 9 wieczór, ukryte sto kroków od zamku. Po kolacji proszę się udać do swego pokoju, zgasić światło i oczekiwać mnie, tak jak dzisiaj. Następnie wyjdziemy razem przez bramę wiodącą na poła, odszukamy konie i pojutrze rano będziemy już o trzydzieści mil stąd.
— Gdybyż tak było już pojutrze!
— Droga Jadwigo!
Gregoriska przycisnął mnie do serca; usta nasze spotkały się. Zaiste prawdę rzekł; człowiek