Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/145

Ta strona została przepisana.

— Dobrze — rzekła Smeranda. — Podać do stołu i zamknąć bramy. Kto został na dworze, niech śpi na dworze.
Pierwszy rozkaz został natychmiast wykonany; zasiedliśmy do stołu: Smeranda na głównem miejscu, Gregoriska po jej prawej ręce, ja zaś po lewej.
Następnie służący wyszli spełnić drugi rozkaz, t.j. zamknąć bramy.
Nagle z pod dworca dała się słyszeć wielka wrzawa. Jeden ze służących zadyszany wbiegł na salę mówiąc:
— Księżno! Koń hrabiego Kostaki wpadł właśnie na dziedziniec, bez jeźdźca i krwią zbryzgany!
— Och! — zawołała Smeranda z bladością w licach i ogniem w oku powstając — tak samo niegdyś pewnego wieczora powrócił koń jego ojca!
Spojrzałam na Gregoriskę: był już blady, lecz silny.
Smeranda wzięła pochodnie z rąk służącego, otworzyła drzwi i wyszła na dziedziniec.
Koń, widocznie rozdrażniony, wyrywał się trzem czy czterem parobkom, którzy go z trudem poskramiali.
Smeranda zbliżywszy się do zwierzęcia, obejrzała krew, pokrywającą siodło, poczem zauważyła ranę na czole konia.
— Kostaki został zabity z przodu — rzekła — w pojedynku przez jednego jedynego przeciwnika. Szukajcie zwłok; później poszukamy mordercy!
Ponieważ koń przybiegł przez bramę Hango, przeto służący wyszli na poszukiwanie tą samą bramą i widać było ich pochodnie sunące przez pola i ginące w lesie, podobnie jak w piękny wieczór jaśnieją roje świetlików na polach Nicei lub Pizy.
Smeranda czekała w bramie, jakgdyby wiedząc, iż szukanie nie potrwa długo. Ani jedna łza