Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/156

Ta strona została przepisana.

na i modliłam się, nie tak jak modlą się w tym kraju — gdzie niema, już wiary. Oczekując siódmej godziny, ofiarowałam Bogu i Jego Świętym myśli swoje. Podniosłam się dopiero z uderzeniem siódmej.
Byłam śmiertelnie osłabiona i blada, jak trup.
Zarzuciwszy na głowę obszerny, czarny welon, zeszłam na dół, trzymając się ścian i nie spotkawszy nikogo po drodze, udałam się do kaplicy.
Gregoriska oczekiwał mię tu w towarzystwie ojca Bazylego, przeora klasztoru Hango. Przy boku jego wisiał poświęcony miecz, spuścizna po krzyżowcu, który wespół z Ville-Hardouinem i Baldwinem z Flandrii zdobywał Konstantynopol.
— Jadwigo! — przemówił, ręką uderzając po mieczu, — to żelazo z pomocą Bożą zniweczy moc, która twemu życiu zagraża. Pójdź wiec śmiało; ten oto świątobliwy mąż, wysłuchawszy mej spowiedzi — odbierze teraz nasze ślubowanie!
Rozpoczął się obrzęd ślubny; nigdy chyba nie był on tak prosty i zarazem uroczysty. Nikt nie pomagał popu: on sam włożył wieńce ślubne na nasze głowy. Oboje w żałobie, trzymając świece woskowe w ręku — okrążyliśmy ołtarz, poczem zakonnik pobłogosławił nas, mówiąc:
— A teraz idźcie, dzieci moje! Bóg niech wam użyczy odwag? i mocy w walce z wrogiem rodzaju ludzkiego. Uzbrojeni w niewinność i prawość, pokonacie szatana; idźcie i bądźcie błogosławieni!
Ucałowawszy świętą księgę, wyszliśmy z kaplicy.
Po raz pierwszy wsparłam się na ramieniu Gregoriski1 i poczułam, iż przy dotknięciu tego silnego ramienia życie mi; powraca. Byłam; pewna zwycięstwa, bo Gregor, iska był przy mnie.
Weszliśmy do mego pokoju; biło właśnie wpół do dziewiątej.