Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/159

Ta strona została przepisana.

— Nie.
— Czy cię przebiłem?
— Nie.
— Sam się rzuciłeś na mój miecz, oto wszystko. A wiec wobec Boga i ludzi jam nie winien przelania krwi braterskiej. Ciebie nie Bóg, lecz szatan tu przysyła. Wyszedłeś z grobu nie jako święty cień, lecz jako przeklęty upiór — i pójdziesz napo wrót do grobu.
— Tak, z nią! — zawołał Kostaki robiąc wysiłek, aby dotrzeć do mnie.
— Nie, sam! — Ta kobieta do mnie należy!
I mówiąc te słowa, końcem miecza dotknął otwartej rany wampira.
Kostaki krzyknął, jakby porażony ognistym mieczem, chwycił się za pierś i cofnął się o krok.
Równocześnie, jakby idąc za ruchami przeciwnika — Gregoriska postąpił krok naprzód, a utkwiwszy wzrok w oczach widma — skierował ostrze miecza ku piersi brata — i tak rozpoczęła się powolna, straszna scena, jak między Don Juanem a Komandorem: Upiór cofał się przed poświęconym mieczem, przed nieprzezwyciężoną wolą boskiego zapaśnika; ten drugi szedł za nim krok w krok w milczeniu, obaj ciężko dysząc, obaj śmiertelnie bladzi. Żywy parł zmarłego przed sobą, zmuszając go opuścić zamek, będący niegdyś jego mieszkaniem i wracać na wieki w ciemny grób.
O, przysięgam wam, iż okropną rzeczą było patrzeć na to.
Jakby pod wpływem jakiejś wyższej, niewidzialnej i nieznanej mocy i nie zdając sobie sprawy z tego co czynię — powstałam i szłam za nimi. Zeszliśmy po schodach, oświeconych tylko jarzącemi się oczyma Kostakiego, minęliśmy galerję i bramę: widmo wciąż postępując tyłem, Gregoris-