Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/19

Ta strona została przepisana.

zeszłego roku wziąłem ze składu artylerji. Chcę iść prosto do więzienia i tam mnie zaprowadźcie, nie do domu!
— Mój kochany, — oznajmił komisarz policji, — musimy cię sprowadzić na miejsce przestępstwa, gdyż musisz wziąść udział w oględzinach sądowych.
— Co wy ze mną robicie? — zawołał przerażony Jacquemin. — Gdybym wiedział, że tak będzie, to....
— No mów, mów! — nalegał Cousin.
— Byłbym i sobie życie odebrał.
Mer poruszył głową i zamienił z komisarzem mrugnięciem oka, jakby zauważył:
— Ha, coś w tem jest.
Poczem zwrócił się do mordercy:
— Czy powiesz wreszcie, co to wszystko znaczy?
— Powiem panu wszystko, panie merze, niech mnie pan tylko pyta.
— A wiec dlaczego nie masz odwagi powrócić do swej ofiary, skoro miałeś odwagę zamordować ją? Czy zdarzyło się coś, czego dotąd nie wyznałeś?
— O tak. rzecz okropna!
— No wiec mów!
— O nie! powiedziałby pan, że kłamię, żem szalony!...
— Mniejsza o to! mów!
— Powiem panu, ale tylko panu.
Zbliżył się do pana Ledru. Żandarmi chcieli go zatrzymać, lecz mer skinął, by puścili więźnia.
Nie myślał i tak o ucieczce, gdyż połowa ludności Fontenlay-aux-Roses zapchała ulice Djiany i Główną.
— Czy może pan uwierzyć, panie Ledru, — zapytał Jacquemin tajemniczo, — że głowa odcięta może mówić?