Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/36

Ta strona została przepisana.

kształtów; twarz bowiem miała zwróconą w stronę pól, zaś figurę jej okrywał wielki szal.
Była ubrana całkiem czarno.
Zbliżyłem się do niej; nie odwróciła się jakby odgłos moich kroków uszedł jej uwagi, możnaby ją wziąć za statuę.
Już zdaleka zauważyłem, że jest blondynką. Promień słońca, przedzierający się przez liście lipy, odbijał się na jej włosach, tworząc wokoło głowy aureolę; podszedłszy bliżej, dostrzegłem, iż były to niezwykle delikatne włosy, dorównujące pod tym względem chyba nitkom babiego lata. Szyję miała nieco za długą, aczkolwiek jest to zawsze oznaka wdzięku, jeśli nie piękności, głowę oparła o łokieć na poręczy ławki.
Przyglądałem jej się przez chwilę, a im dłużej patrzałem na nią, tem bardziej zdawało mi się, że mam przed sobą nieżywą istotę. Zebrałem się na odwagę i rzekłem głośno:
— Pani!
— Drgnęła, odwróciła się i spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jak ktoś, budzący się ze snu i zbierający myśli.
Przez kilka chwil nie mówiliśmy nic; ona przyglądała mi się badawczo swemi dużemi czarnemi oczami.
Była to kobieta lat około 32. Musiała być cudem piękności, zanim jej policzki zwiędły i cera pobladła; zresztą i teraz wydała mi się jeszcze zupełnie piękną z tem matowo-bladem obliczem bez karnacji, wskutek czego jej oczy wyglądały jak agaty, wargi jak korale.
— Pani! — powtórzyłem, — pan Ledru twierdzi, że jeśli się pani przedstawię jako autor „Henryka III“, „Krystyny“ i „Antony‘ego“, to pani łaska-