Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/37

Ta strona została przepisana.

wie wybaczy me natręctwo i pozwoli się poprowadzić do stołu.
— Wybacz pan, — odrzekla, — nieprawdaż, żeś dopiero przed chwilą nadszedł? Słyszałam odgłos pańskich kroków, a jednak nie mogłam się odwrócić. Zdarza mi się to czasami, gdy patrzę w pewne strony. Pański głos rozproszył czar; podaj mi więc ramię i chodźmy!
Powstała i wsparła się na mem ramieniu; chociaż oparła się całkiem swobodnie, zdawało mi się, że prowadzę cień, a nie ludzką istotę.
Weszliśmy do sali jadalnej, nie przemówiwszy do siebie przez drogę ani słowa.
Dwa miejsca przy stole były dla nas przygotowane.
Jedno — po prawej ręce pana Ledru, dla niej, — drugie, naprzeciwko niej, dla mnie.

V.
Policzek Karoliny Corday.

Obiad u pana Ledru miał osobliwy charakter, jak wogóle wszystko, co się znajdowało w tym domu.
Jeszcze podczas obiadu przybyły dwie nowe osoby: doktór i komisarz policji.
Komisarz zjawił się w tym celu, by nam dać do podpisania protokół, podpisany już przez Jacquemin‘a w więzieniu.
Na papierze był lekki ślad krwi.
Podpisując, zapytałem:
— Co znaczy ten krwawy ślad? Czy to krew kobiety, czy jej mordercy?
— To krew z rany — odrzekł komisarz — na