Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/51

Ta strona została przepisana.

— Jeśli uratuje pani ojca, czy zachowasz o mnie dobre wspomnienie?
— Och będę ci wdzięczną do śmierci!
Powiedziała te słowa z wyrazem prawdziwej wdzięczności.
Potem zapytała błagalnym tonem:
— Lecz czy panu to wystarczy?
— Tak.
— A więc nie zawiodłam się, posiadasz pan szlachetne serce. Dziękuję ci w mojem i w ojca imieniu i choćby panu w przyszłości miało się nie powieść, niemniej wdzięczna jestem za przeszłość.
— Kiedy się znów zobaczymy, Solange?
— Kiedy mnie pan pragnie widzieć?
— Sadzę, że jutro będę miał dobrą wiadomość.
— Więc dobrze, zobaczymy się jutro.
— Gdzie?
— Tutaj, jeśli chcesz.
— Tutaj, na ulicy?
— Ach, mój Boże! Wszak pan widzi, że tu jeszcze jest najbezpieczniej. Rozmawiamy tu pod bramą już z pół godziny, a jeszcze żywa dusza nie przeszła.
— Dlaczegóż ja nie mogę przyjść do pani lub pani do mnie?
— Gdybyś pan przyszedł do mnie, naraziłbyś tych poczciwych ludzi, którzy mi użyczyli schronienia; ja, przychodząc do pana, naraziłabym się sama.
— Więc dobrze! Wezmę kartę od jednej z moich znajomych i dam ją pani.
— Tak, żeby pańską znajomą posłano pod gilotynę, w razie ujęcia mnie?
— Masz słuszność, wyrobię ci kartę na imię Solange.
Na pożegnanie chciałem ucałować jej rękę, ale nadstawiła mi czoło.