Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/62

Ta strona została przepisana.

śmierć, a o 11-tej tegoż samego dnia zginęła na szafocie.
Rano otrzymałem od Solange list, w którym pisała mi, że takiego dnia nie może spędzić bez widzenia się ze mną.
Przybyłem około drugiej do naszego małego mieszkanka przy ulicy Taranne i zastałem Solange we łzach.
O, dzień ten na zawsze pozostanie w mej pamięci! Była to środa; w Paryżu panował nietylko smutek, lecz groza!
I ja uczuwałem dziwne ściśnięcie serca, coś jakby przeczucie wielkiego nieszczęścia. Usiłowałem pocieszyć Solange, plączącą w mojem objęciu, lecz samemu mi brakło w sercu choć promyka radości.
Noc spędzilimy razem; noc smutniejszą, niż dzień. Pamiętam, iż jakiś pies, zamknięty w pokoju pod nami, od drugiej godziny ciągle wył.
O przyczynie tego wycia dowiedzieliśmy się nazajutrz rano. Pan tego zwierzęcia wyszedł, zabrawszy klucz ze sobą; na ulicy zatrzymano go, zaprowadzono przed trybunał rewolucyjny, o 3-ej skazano na śmierć, o 4-ej ścięto.
Nauka w szkole, w której pracowała Solange, zaczynała się o 9 rano. Szkoła ta leżała za ogrodem botanicznym.
Zwlekałem z pożegnianiem; Solange sama długo nic mogła oderwać się odemnie. Lecz dwudniowa nieobecność wzbudziłaby podejrzenie, które dla Solange — w jej położeniu — mogłoby się stać niebezpieczne.
Sprowadziłem powóz i towarzyszyłem jej aż do rogu ulicy Fosses-Saint Bernard; tutaj wysiadłem, pozostawiając ją samą; Przez całą drogę trwaliśmy w uścisku, nie mówiąc ani słowa; łzy nasze, ściekające po policzkach do ust, zaprawiały słodycz pocałunków goryczą.