Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/69

Ta strona została przepisana.

utrzymywał stosunki z najznakomitszemi osobistościami tego miasta.
Między nimi był pewien sędzia, nazwisko którego zataił przedemną w opowiedzianej! historii.
Sądzia ów, zaliczający się do stałych pacjentów naszego doktora, nagle bez widocznej przyczyny postradał wzrok i popadł w ciężką melancholię. Rodzina zasięgała porady u doktora, ten ze swej strony wypytywał pacjenta, ale nie mógł z niego nic wydobyć, prócz niejasnych, zagadkowych odpowiedzi, te zaś bardziej jeszcze podniecały ciekawość lekarza, wskazując na jakąś tajemnice, której chory nie chciał wyjawić.
Wreszcie na skutek usilnych nalegań Sympsona sędzia wyznali ze smutnym uśmiechem:
— A więc tak, jestem chory, a choroba ta, kochany doktorze, jest tem bardziej nieuleczalna, że istnieje tylko w mej wyobraźni.
— Jakto — w wyobraźni?
— Tak, popadam w obłęd!
— W obłęd? Co mówisz? Spojrzenie masz czyste, głos spokojny, (tu ujął go za rękę) — puls prawidłowy.
— To właśnie, mój drogi, jest przykrą stroną stanu, w jakim się znajduję, że mogę zdawać sobie z niego sprawę.
— Na czem polega twój obłęd?
— Zamknij drzwi doktorze, by nami nie przeszkodzono, — opowiem ci całą historię.
Doktór zamknął drzwi i usiadł koło przyjaciela.
— Pamiętasz, — zaczął sędzia, — ostatni proces kryminalny, w którym wydałem wyrok?
— Tak, proces szkockiego bandyty, którego skazałeś na szubienicę i którego też powieszono.
— Istotnie: Słuchaj więc: w chwili, gdym wygłaszał wyrok, w oczach bandyty błysnęły płomienie i, grożąc, pokazał mi pięść. Nie zważałem na