Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/72

Ta strona została przepisana.

nie, musiał przejść przez to miejsce, na którem się kot znajdował.
— Janie! — rzekłem — postaw dzwonek na stole!
Stół stał tuż przy łóżku, drzwonek zaś leżał na kominku; by przejść tę drogę, musiał nastawić na kota.
Jan wykonał zlecenie, lecz chwili, gdy już miał nogą nadeptać kota, ten skoczył na moje kolana.
Jan nie widział go, lub przynajmniej zdawało się, że nie widział.
Zimny pot wystąpił mi na czoło i w straszny sposób przypomniały mi się słowa: „Nasz pan musi mieć bzika“.
— Janie, — zapytałem, — czy widzisz co na moich kolanach?
Jan popatrzał na mnie. Potem, jak człowiek, który powziął jakieś postanowienie, odrzekł.
— Tak proszę pana, widzę kota!
Odetchnąłem.
Wziąłem kota i rzekłem:
— A więc Janie, wynieś go, proszę cię!
Jan nadstawił ręce, położyłem na nich kota, poczem służący na moje skinienie wyszedł.
Uspokoiłem się nieco; przez następne dziesięć minut z pewną trwogą oglądałem się dokoła, nie widząc jednak żadnego żyjącego stworzenia z jakiegokolwiek gatunku zwierząt, postanowiłem przekonać się, co Jan zrobił z kotem.
Opuściłem pokój w zamiarze wypytania Jana. Stanąwszy na progu salonu, usłyszałem głośny, śmiech, dochodzący z gotowalni żony. Podszedłem cicho na palcach i usłyszałem głos Jana, mówiącego do pokojówki:
— Czy wiesz? Myśłałem, że mój pan dostaje bzika, ale nie, — on już go ma! Ciągle widzi! czar-