Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/79

Ta strona została przepisana.

śniadanie i obiad, tylko nie podajcie ich o zwykłej porze, lecz wtedy gdy powiem.
— Czy słyszysz, Janie? — rzekł chory.
— Tak, proszę pana!
— Teraz przynieś nam karty, kości, domino i zostaw nas samych.
Jan przyniósł pożądane przedmioty i oddalił się.
Doktór bawił pacjenta, rozmawiając, opowiadając i grając z nim. Gdy poczuł głód, zadzwonił.
Jan, wiedząc już o co chodzi, wniósł śniadanie.
Po śniadaniu zaczęła się ta sama rozrywka, poczem doktór zadzwonił powtórnie.
Jan przyniósł obiad.
Jedli, pili wino i kawę i znowu grali. Dzień, spędzany tak we dwójkę, dłużył się nadmiernie. Doktór, który obliczał czas dokładnie, uznał, że złowróżbna godzina już minęła.
Powstał tedy i rzekł:
— Victoria!
— Dlaczego victoria? — zapytał chory.
Tak, bo już jest chyba ósma lub dziewiąta, a kościotrupa niema!
— Popatrz, doktorze, na swój zegarek, jako jedyny w całym domu, który chodzi, a jeśli godzina minęła, to i ja doprawdy zawołam „victoria!“.
Doktór spojrzał na zegarek, nic się jednak nie odezwał.
— Pomyliłeś się doktorze, nieprawdaż? — rzekł chory, — teraz jest punkt szósta!
— Tak, i cóż z tego?
— Cóż? szkielet właśnie wchodzi!
I z ciężkiem westchnieniem opadł na fotel.
Doktór zaczął oglądać się na wszystkie strony.
— Gdzież go widzisz? — zawiał.
— Na zwykłem miejscu, pomiędzy kotarami a ścianą.
Doktór powstał, odsunął łóżko, wszedł w prze-