Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/86

Ta strona została przepisana.

nym głosem kościelnego zegara, jedynej rzeczy pełnej życia, jaka jeszcze pozostała w spustoszonym kościele.
Gdy wybiła północ i ostatnie uderzenie zegara przebrzmiałe w ciemnej nawie kościelnej, usłyszał jakiś przeraźliwy krzyk, dochodzący od strony cmentarza. Było to wołanie o pomoc, żałosne skargi i bolesne jęki. W pierwszej chwili zdumienia uzbroił się w łopatę i poszedł ku bramie, wychodzącej na cmentarz. Brama ta stała otworem i można było wyraźnie odróżnić, że tajemnicze glosy pochodziły z grobu królów. Strażnik bał się iść dalej; zamknął bramę, pobiegł prędko do mego mieszkania i zbudził mnie.
Narazie nie chciałem wierzyć, aby hałas wydobywał się z grobu królów; lecz, ponieważ mieszkałem tuż naprzeciw cmentarza, więc gdy strażnik otworzył okno wpośród nocnej ciszy, zmąconej jedynie powiewem jesiennego wiatru, usłyszałem przeciągłe jęki, nie mające zaiste nic wspólnego z wiatrem.
Wstałem i udałem się ze strażnikiem do kościoła. Wszedłszy doń i otworzywszy przedsionek, usłyszeliśmy skargi i jęki o wiele wyraźniej. Tem łatwiej można było poznać, z której strony dochodziły, gdyż strażnik w pośpiechu bramę zamknął źle i ta otworzyła się znów. Jęki istotnie rozlegały się na cmentarzu.
Zapaliliśmy dwie pochodnie i zeszliśmy ku bramie; jednakże tutaj silny przeciąg zagasił nam. światło, co powtórzyło się trzy razy. Widząc, że tego miejsca z płonącem światłem przejść niepodobna i że na cmentarzu powtórzyłoby się to samo, kazałem zapalić latarnię. Pochodnie zgasły znowu, lecz latarnia świeciła się. Na cmentarzu zapaliliśmy znowu pochodnie, których już wiatr nie zagasił.
W miarę naszego zbliżania się, żałosne jęki