Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/89

Ta strona została przepisana.

chce się tu stołować, to oni wszyscy bez wyjątku omijać będą tę jadłodajnię.
Gospodarz spytał, co ten człowiek zrobił złego, że spotyka go taka ogólna pogarda.
Odpowiedziano mu, że uderzył w twarz Henryka IV.
Wówczas oberżysta przystąpił do niego, mówiąc:
— Precz stąd! i niech to, coś zjadł, zamieni się w tobie w truciznę!
I tu, podobnie jak przedtem w szynku, nie było co myśleć o oporze. Wyklęty powstał, pogroził pięścią kolegom, którzy rozstąpili się przed nim, nie ze strachu, lecz z odrazy.
Wypadł z izby wściekły i cześć wieczoru błąkał się po ulicach Saint-Denis, przeklinając i bluźniąc. Około dziesiątej udał się do swojego mieszkania. Brama, wbrew zwyczajowi, była już zamknięta.
Zapukał.
Gospodarz ukazał się w oknie. Ponieważ była już ciemna noc, nie mógł poznać pukającego, zapytał więc:
— Kto tam?
Robotnik wymienił swoje nazwisko.
— Aha! — zawołał gospodarz — to ty jesteś ten, co uderzył w twarz Henryka IV? Poczekaj!
— Dlaczego mam czekać?
Wtem u stóp jego upadł węzełek.
— Co to jest? — zagadnął robotnik.
— To wszystkie twoje rzeczy.
— Jakto? moje rzeczy?
— Tak, możesz sobie iść spać, gdzie ci się podoba, bo ja nie chcę, by mi się dom zawalił nad głową!
Robotnik ze złości pochwycił kamień i rzucił lim w bramę.