Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/96

Ta strona została przepisana.

Nagle przez sen usłyszałem zagadkowy szmer.
Zbudziłem się i chciałem wyjść z konfesjonału, gdy wtem przy blasku księżyca wydało mi się, że widzę jakiegoś człowieka, przechodzącego mimo.
Człowiek ów stąpał ostrożnie, za każdym krokiem oglądając się. Oczywiście nie mógł to być ministrant, zakrystjan, organista ani nikt należący do kościoła, lecz jakiś włamywacz.
Nocny gość zbliżał się do ołtarza. Tutaj stanął; usłyszałem uderzenie żelaza o krzemień, ujrzałem iskry i wkrótce hubka zajęła się. Intruz zapalił od płomienia świecę woskową, stojącą na ołtarzu.
W blasku świecy ujrzałem mężczyznę średniego wzrostu, uzbrojonego w dwa pistolety i nóż, tkwiący za pasem. Oblicze jego było raczej łagodne, niż groźne. Rozglądał się uważnie w przestrzeni, oświetlonej świecą i zdaje się był zadowolony z rezultatu tego badania.
Wydobył z kieszeni pęk wytrychów. Zapomocą jednego z tych narzędzi otworzył tabernaculum, wyjął zeń święte cyborjum, wspaniały srebrny kielich, cyzelowany za Henryka II, następnie masywną monstrację, podarowaną miastu przez królowę Marję Antoninę, wreszcie dwie pozłacane ampułki.
Po opróżnieniu, tabernaculum zamknął starannie napowrót i przyklęknął, by otworzyć dolny schowek ołtarza, w którym znajdował się obraz Matki Boskiej z koroną ze złota i djamentów na głowie i sukienką pokrytą klejnotami.
Po upływie pięciu minut złodziej, — nie próbując stłuc szklanych szyb schowka, co ułatwiłoby mu robotę, otworzył schowek wytrychem, i zabrał się do zdzierania sukienki i korony, by je złożyć obok monstracji, cyborjum i ampułek; nie chcąc dopuścić do takiego świętokradztwa, wyszedłem z konfesjonału i zbliżyłem się ku ołtarzowi.