Strona:PL Dumas - Policzek Szarlotty Korday.pdf/98

Ta strona została przepisana.

— To ta obchodzi mą żonę: ona jest pobożna za nas oboje, to i moją duszę uratuje wraz ze swoją.
— Masz rację; twoja żona, mój przyjacielu, jest to bogobojna niewiasta, któraby z pewnością umarła ze zgryzoty, gdyby wiedziała, jaką zbrodnię zamierzałeś teraz popełnić!
— Ho, ho! Myślisz księżę, że moja żona umarłaby ze zgryzoty? — zaśmiał się bandyta, i wyciągnął ręce po święte naczynia.
— Z pewnością!
— A jabym tak chciał zostać wdowcem! Wstąpiłem po trzech stopniach na podjum ołtarza i zatrzymałem jego ramię, mówiąc:
— Nie! Nie popełnisz świętokradztwa!
— I któż mi przeszkodzi?
— Ja!
— Siłą?
— Nie, lecz perswazją. Bóg zesłał sługi swe na ziemię nie poto, aby używali siły, bo to jest broń ludzka, lecz perswazji, która jest cnotą niebiańską. Mój przyjacielu, tu nie chodzi o kościół, który sobie może sprawić inne naczynia, lecz o ciebie, gdyż nie mógłbyś potem zmazać tego grzechu. Przyjacielu, ty nie popełnisz tej zbrodni!
— Czy być może? Myślisz, cnotliwa osobo, że to moja pierwsza zbrodnia?
— Nie. wiem, że to dziesiąta, dwudziesta, trzydziesta może, lecz to mnie nie obchodzi. Aż dotąd oczy twe były zamknięte, oczy twe otworzą się dziś wieczór, to wszystko. Czy nie słyszałeś może o mężu zwanym Saul, który pilnował szat ludzi, kamienujących św. Szczepana? A więc mąż ów wedle własnych słów, miał oczy pokryte łuskami; pewnego dnia łuski te spadły mu z oczu i przejrzał. Był to św. Paweł.