łem przed oczyma, ani w świecie wyjątkowym, do którego należałem. Nie daj pan również przeciwnikowi użyć tejże teoryi jako broni przeciwko mnie. Nie przyjmuję jej ani na korzyść, ani na niekorzyść moją. Bo też nie dawałem ani nie odbierałem nigdy złych przykładów,
Co się tycze indywiduów zużytych, zepsutych, rozpróżniaczonych, które podszywają się pod miano artystów, bo to do niczego nie zobowiązuje i wszystko tłómaczy w oczach wielu, im to zawdzięczamy ogólne przekonanie. Takich niejednokrotnie spotykałem, włóczączych się rano po pracowniach, wieczorem po fajczarniach, w nocy — wszędzie. Są oni zawsze w przededniu stworzenia arcydzieła, i przekrzyczawszy na wyścigi życie przeciwko wszystkiemu, co z łatwością ich przewyższa nikną, nie zostawiwszy na świecie innego przejścia nad dym fajczany. Tacy ludzie nie więcej są artystami, jak bankruci przedstawicielami handlu, lub dezerterzy żołnierzami. Wszystkie klasy społeczne mają swoje szumowiny: oni są naszemi.