Zresztą, nie umiałem nic czynić w połowie. Albo pozostawałem obojętnym na wszystko, i chwilami świat mógłby się rozpaść koło mnie, a nie odwróciłbym głowy, albo znów bez pamięci oddawałem się wrażeniom. Jakkolwiek mało znaczącym, zdaniem postronnych, i pogrążałem się w nich całkowicie, Natura we wszystkiem krańcowa, i która nigdy nie dała mi brać życia z łatwiejszej strony, natura wreszcie wysoce nerwowa, która rządzi, roznamiętnia, unosi, wyniszcza tego, komu się dostała, a kto nigdy powściągnąć jej nie zdoła. Wypadki, przykrości, dociekania dziecięcych lat moich rozwinęły tylko bardziej to usposobienie wyjątkowe które spowodowało wszystkie błędy, ale i wszystkie radości, i całe szczęście mojego życia.
Doznawałem więc tego iście chorobliwego niepokoju, co to jest niby ostrzeżeniem losu. Czułem się wleczonym na Szkolną przez jedno z owych pokrewieństw trafu, które Goethe odkrył i opisał tak rozwlekle, ale które są niezaprzeczone. Spieszyłem, spieszyłem niepokonanie; do czego? — do zobaczenia się z dzieckiem, którego nie znałem wczoraj, które odjeżdżało za dni kilka, którego prawdopodobnie nie miałem spotkać nigdy więcej, a z którem jednak nie zobaczyć się zaraz, nie zobaczyć się natychmiast; nie w mojej było mocy.
W pośpiechu ominąłem wszelkie konwenanse, i o południu tuż wstępowałem w bramę domu Izy, tak mizernej powierzchowności, iż każdy inny prócz mnie byłby się mocno
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/130
Ta strona została przepisana.