Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/145

Ta strona została przepisana.

bo nie mamy środków płacić dorożkę za każde trzy kroki, Iza wydaje się starszą nad wiek, — czternaście lat bez dwóch miesięcy; ale to już prawie kobieta, zbudowana jest cudownie; taki model jak to, fortuna dla artysty; ale nie znaleźć wam tego w niższych klasach, któremi musicie posiłkować się teraz. Kiedyś, wielkie panie pozowały naguteńkie przed malarzami i rzeźbiarzami. Dziś, wszystkiem się gorszą, jakie czasy! Zresztą są piękności wyłącznie arystokratyczne. Jej ojciec był przepyszny, był to jeden z najpiękniejszych mężczyzn swojego czasu. Tu jest jego portret, który wożę wszędzie z sobą, pomimo że mi przyczynia niemało kłopotu, taki duży; to też sprzedałem ramy, które mi za bardzo zawadzały, a przytem zmuszona byłam sprzedać wiele rzeczy. Ot, naprzykład, wiesz pan zkąd teraz przychodzę? Ach mój Boże! powiem panu otwarcie: powracam z Mont-de piété. To panu wyjaśni moje wczesne wyjście z domu; chodziłam zastawić spinkę darowaną przez ambasadora Austryackiego mojej Izie. która jego córce ofiarowała jedną z najładniejszych swych robótek. Żeby nie ten klejnocik, nie wiem coby się z nami było stało. Naturalnie, mówi się to tylko między nami; umarłabym ze wstydu, gdyby się kto dowiedział o naszem położeniu. Zresztą, oczekujemy na pieniądze z banku ale tymczasem trzebaż żyć z czegoś.
— Mój Boże, pani, — rzekłem z niezmiernem wzruszeniem, jak tylko udało mi się wtrącić słówko, — ja sam nie jestem bogaty, i pojmuję niedostatek