Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/150

Ta strona została przepisana.

Ponieważ nie śledziłem ich z ciekawości, przeto nie czekając dłużej wróciłem do domu, a raczej do matki, której opowiedziałem poprostu o wszystkiem, co mię tak żywo zajmowało od wczorajszego wieczora. Iza miała lat czternaście, odjeżdżała za tydzień, matka więc również jak i ja nie podejrzewała niebezpieczeństwa! wyspowiadałem jej się tedy z mego podziwu, boć zaprawdę, to, na co patrzyłem od wczoraj wprawiało mię w podziw niemały.
Oto zjawisko w postaci pazia, to mieszkanie zniszczone, ta nędza, ta kokieterya, ta niewinność krańcowa, te świetne marzenia, tron, Mont-de-Piété, ta mieszanina wszystkiego plątała mój umysł i zaciekawiała tyleż przynajmniej ile zajmowało dziecko. W istocie, mógłbym pojąć jedno z tego wszystkiego i uwzględnić bezpośrednie tegoż wyniki: byłbym pojął nędzę, Mont-de-Piété; pracę i smutną rezygnacyę w teraźniejszości; nadzieje, choćby nawet płonne, na przyszłość. Ale nędza i bale, ale mieszkanie starego jegomości i związek z cesarzem, ale Mont-de-Piété i strój pazia, ale robótki do życia i rękawiczki do spania, — byłem jak to mówią, zbity z tropu, ponieważ nigdy dotąd nie zdarzyło mi się widzieć świata, gdzie takie sprzeczności bywają na porządku dziennym.
Matka moja pod tym względem nie wiele więcej wiedziała ode mnie, rzekła więc tylko:
— Pani ta niema, jak się zdaje, ani porządku