Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/160

Ta strona została przepisana.

tym bankiecie, między młodymi ludźmi, artystami, niezależnymi, niepotrzebującymi przed nikim zdawać sprawy ani ze słów swych, ani ze swych czynów. Opowiedziano mi rozmaite zarzuty i przypuszczenia krążące o mnie, wprawdzie zawsze ze śmiechem, radząc mi wszakże niezwłocznie położyć koniec tej obojętności w rzeczach miłosnych, która w końcu stawała się kompromitującą dla mnie, a przynajmniej podawała mię w śmieszność.
Wiecież jaka była odpowiedź moja na zaczepne żarciki, szyderstwa, na dziwaczne wyzwania? Oto nagle, owładnięty pijaństwem i szałem, podniosłem się, cisnąłem złotem na stół, i bez namysłu, przy oklaskach całego zgromadzenia, ja Clemenceau, ja czysty, niewinny, wstydliwy, wniosłem najniesłychańszy, najrozbestwieńszy zakład, i uczułem chuć zwierzęcą, ślepą, potworną, rodzicę gwałtu i mordu, bijącą mi do głowy i wściekle dławiącą za gardło.
Jakiegoż to nowego człowieka pijaństwo zbudziło we mnie, w pośród mych najpiękniejszych i najdroższych postanowień? Byłżem tak mało panem siebie, że parę szklanek wina czerwonego czy białego zdołały zmienić mię w dzikiego zwierza, w nikczemnego rozpustnika, równego na chwilę najbardziej rozbestwionym pijakom z profesyi? Wtedy to zastanawiałem się nad sobą, badałem siebie i pojąłem wszystko.
Powiadają, że Bóg udarował człowieka wolną wolą. Ktdż to mówi? Ci, co wierzą temu; bo prze-