Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/164

Ta strona została przepisana.

cóki, wspólne dnie pracy i miłej gawędki, będące ak uderzającem przeciwieństwem tego, co wczoraj miałem przed oczami. Zaiste, jakkolwiek wyglądać będzie niebo w chwili, gdyśmy się z ciemnego i zgniłego wyrwali podziemia, czy zaśnieżone, czy dżdżyste, wyda nam się błękitniejszem niż kiedy. Rzecz skończona; Iza była dla mnie częścią nieba.
Jednakże, mimo całą stanowczość mojej woli, mimo całą pogardę złą tej pierwszej kobiety, mimo odrażające wspomnienie, jakie owa scena budziła we mnie, ta pierwsza kobieta nie wyszła z mego życia tak łatwo jak się spodziewałem. Nowe wrażenie, które poznać mi dała, sprawiło na mnie taki sam skutek, jaki dźwięk gwałtownie dobyty z instrumentów rżniętych w powietrzu sprawia. Długi czas czułem w każdym moim nerwie drganie krzykliwej tej nuty.
Owa istota była piękna, brunetka z bujnemi włosami atramentowego koloru, o metalicznych odbłyskach, z nizkiem czołem, z gęstemi brwiami. Oczy jej błyszczały z poza długich rzęs, nakształt tych prześlicznych rybek, półsrebrzystych pół szmaragdowych, co świecą się w wodzie po przez szerokolistne nadbrzeżne rośliny.
Moi przyjaciele zawstydzili się swego żarciku, widząc jego rozwiązanie. Pośpieszyli też niezwłocznie przepraszać mnie z całą powagą, możliwą w takim przedmiocie. Jeden z nich opowiedział mi, że Klaudya (dziewczynę tę przezwano imieniem Westalki) szalała za mną poprostu! Tryumf niemały,