Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/169

Ta strona została przepisana.

zemnie ukłony. Dowidzenia, mój kochany przyjacielu,

„Iza.


„Listopad 18...”

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„I znowu długo nie pisałam do pana, bo mama była chora i przytem interesa nasze idą coraz gorzej. Szczęściem podczas przychodzenia do zdrowia mamy byłyśmy na wsi u ciotki tego młodego człowieka, o którym mówiłam ci w ostatnim liście, wyjechała ona na cały rok i pozwoliła mu na ten czas swego pałacu. Obszerne to i piękne bardzo, mnóstwo drzew stuletnich i pełno kwiatów. Pustka tu ogromna, zupełna wieś. Nie widać nigdy żywej duszy, z wyjątkiem tego młodego człowieka, który kilka razy przyjeżdżał nas odwiedzać, jakgdyby nie był u siebie. Nauczył mię jeździć konno. Ruch bardzo dobrze działa na mnie, kaszlałam troszkę, teraz nie kaszlę i wyrosłam przynajmniej na dwa cale. Jeżeli interesa nasze się nie poprawią, zostaniemy na zimę pomimo mrozów; ale są tu ogromne piece we wszystkich sieniach, tak samo jak w mieście, a zresztą trudno, trzeba się oszczędzać, Dowidzenia, mój kochany przyjacieiu, nie zapominaj o mnie.

„Twoja Iza.