Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/190

Ta strona została przepisana.

i dla mojej sławy! Jaka nagroda! i jak słusznie szanowałem miłość, zachowując się nietkniętym na pierwsze zachwyty! Doskonale znała swą potęgę, i widząc mnie zatopionego w uwielbieniu, przemówiła dziecięcym swym głosem, którego lata nie zmieniły wcale:
— Znajdujesz mię ładną?
Pobiegłem do niej, pochwyciłem ją w ramiona, podniosłem z ziemi, i okryłem pocałunkami ręce jej i włosy.
— Już cały tydzień chodzę z tym murem na twarzy, — mówiła dalej wskazując rzuconą woalkę — nie chciałam by ktokolwiek patrzył na mnie zdawałoby mi się że cię zdradzam pokazując się drugim. I ty; ty także jesteś piękny, — oh! Ależ śliczny jesteś. Jakże my będziemy się kochać! Jak tu wesoło! Zostaniemy tutaj zawsze. Jaki ty dobry że się ze mną żenisz! Gdyby nie ty coby się ze mną stało? A matka twoja, gdzie twoja matka niechże ją ucałuję? Czy mój pokoik gotowy? Teraz jestem zupełnie sama na świecie. Ale to daleko wygodniej dla naszej miłości. Pobierzemy się jaknajprędzej prawda? Mam wszystkie papiery w porządku; patrz, oto są. Były przygotowane dla tamtego, dla Sergiusza, wiesz? Nie miał odwagi oprzeć się rodzinie. Doprawdy, doskonale zrobił! W ostatniej chwili byłabym mu odmówiła. Cóżby się ze mną stało, kiedy ciebie kochałam! Prędko, prędko, mój pokój; upadam ze zmęczenia.