Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/191

Ta strona została przepisana.

Przyzwałem matkę. Iza rzuciła jej się na szyję z dziecięcem wylaniem. Matka pokochała ją od razu. Zaprowadziła do przeznaczonego dla niej pokoiku, położonego obok jej pokoju, tuż nad moją pracownią.
— Jak tylko się, obudzę, — powiedziała Iza zastukam nogą w podłogę. Racz pan pracować aż do tej pory.
Pocałowała mię w czoło i spała do samego wieczora.
Jakież błogie życie wiodłem przez ciąg dwóch miesięcy! dwa miesiące bowiem czasu zabrało uregulowanie wszystkich formalności. Iza chodziła i biegała po całym domu, jak gdyby tutaj wzrosła i jak gdyby nigdy nie wydała się z niego. Oddychałem jej życiem. Miewała nagle porywy ptaszka. Niespodzianie rzucała mi się na szyję z okrzykiem;
— Już tylko tyle dni zostało czekać!
Albo znowu, zbudziwszy się w nocy, brała, pantofelek i stukała nim w podłogę wołając:
— Dobranoc, mój kochanku!
Dostawała zawsze odpowiedź, gdyż sypiałem bardzo mało. Myślałem o niej bez ustanku. Rzecz skończona, miłość stała się wszechwładcą moim.
Opowiedziała mi dokładnie dzieje swe od czasu naszego rozstania i jak wspomnienie o mnie górowało ustawicznie po nad przygodami i burzą jej życia. Matka zawiozła ją była do Petersburga w nadziei rozkochania w niej którego z książąt. Nie została nawet ani razu przyjętą w pałacu; wtedy,