Miodowy miesiąc przepędziliśmy samotnie, na wsi, w niewielkim pawilonie, który książę R... zostawił do mego rozporządzenia. Pawilon ten wznosił się nad brzegiem Sekwany, nieco bliżej od Melun, u stóp lasku Sainte-Assise. W zimie strzeżony był przez ogrodnika, jego żonę i córkę, którzy nas nie znali i do których należało zaopatrywanie potrzeb materjalnych naszego istnienia przez cały czas pobytu w pawilonie. Ludzie nieznajomi, cóż za szczęście!.. Dla tych dobrych ludzisków byliśmy po prostu przyjaciółmi księcia, potrzebującemi nieco świeżego powietrza i spoczynku, po długiej podróży. Tym sposobem uniknęliśmy badawczej ciekawości, przedmiotem której staje się zawsze dwoje nowożeńców, w każdem miejscu i stanie. Posiadaliśmy przestwór, swobodę, bezimienność szczęścia. Tam, obok wykwintnego pysznego mieszkania, znaleźlibyśmy całą uroczą prostotę życia wiejskiego. Ugalonowany służący w liberji i krawacie, który latem pojawił się z państwem, teraz nie wkraczał jeszcze w progi zacisza, wybitego koszmirem, materją perską i jedwabiami. Natomiast, ledwo dosłyszalnie zastępowały go ciche ostrożne kroki córki ogrodnika, równo ze świtem pełniącej obowiązki
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/197
Ta strona została przepisana.
IV.