Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/210

Ta strona została przepisana.

czas Iza, równie jak ja, nie domyślała się jeszcze tego, że łączący nas sakrament stawił ją w prawie poznania i wyjawienia mi wszystkich małżeńskich wrażeń, nie kryła się więc bynajmniej z uczuciem cielesnej rozkoszy, którego tu doznawała.
Tu zachodzi konieczność nader drażliwego wyznania. W akcie oskarżenia nie będzie zapewne pominiętem to, co Iza tylokrotnie, po rozstaniu już naszem, powtarzała wszędzie na swoje usprawiedliwienie: że używałem własnej żony jako modelu. Będą mi zarzucać rozmyślne, z upodobania, demoralizowanie młodej dziewczyny, którą prawo wydało mi na własność, a której niewinność i skromność dziewiczą powinieniem był szanować.
Pierwszy punkt jest prawdziwy, drugi mylny. Niestety! demoralizacja była instynktowną, występek przyrodzony był u tej dziewicy; i jeżeli jedno z nas zostało przez drugie zdemoralizowanem, to niewątpliwie demoralizacja nie mężczyzny ale dziecka była dziełem. Tak, w naturze mojej leżała bezdeń fizycznych żarów miłości; im więcej przed ożenieniem, zaparłem ich się dla pracy i dla miłości idealnej, tem, gdy raz już ideał wcielony, małżeństwo zawartem zostało, myślałem o tłumieniu i powściąganiu tych zapałów, cóż dopiero, gdy w żonie znalazłem równe mojemu pragnienia poznania ich i użycia. Wówczas, ani jedno ani drugie nie byliśmy jeszcze winnymi. Ja miałem dwadzieścia sześć lat, Iza osiemnaście zaledwie; ona była pięknością, ja byłem siłą, i kochaliśmy się do szału.