Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/215

Ta strona została przepisana.

kochałem przetwarzała się kolejno w kobietę i posąg, Jednakże, z obawy by nie odkryto naszej tajemnicy, zmieniłem rozmiary dzieł moich.
Powodzenie moje wzmogło się może, wartość zmniejszyła się niezaprzeczenie. Coraz bardziej oddalałem się od ideału, od czystej podniosłej sztuki. Zawarłem ją w ciasnych granicach pieszczotliwości i wdzięku. Owładnięty miłością i opanowany zmysłami, mimo woli wkraczałem do szkoły sensualistycznej Berninów i Clodionów. Nie mogłem nastarczyć zamówieniom. W pracowni drzwi się jak to mówią, nie zamykały. Niemniej jednak miarkowałem się w twórczości mimo rad Izy, żądnej nadmiernych dostatków i zbytku. Matka moja podjęła się zarządu domem, którego Iza ustąpiła jej z całego serca. Być piękną, słyszeć to ciągle z ust moich, kochać mię i dostarczać plastycznych pomysłów, na pomysłowości jej bowiem nie zbywało, oto wszystko czem się zająć umiała i chciała. Połowa mego talentu w niej spoczywała teraz. Gdybym ją był stracił naówczas, byłbym umarł z żalu, jak twórca Adonisa i Venery po samobójstwie kochanki; nie rzadką jest bowiem rzeczą, w naszym artystycznym świecie, że giniemy przez kobiety. Niewierna, zabija Giorgione’a; kochająca zabija Rafaela; zabija Proudhon’a.
Najwidoczniej, mimo przyjętych ostrożności, podejrzewano prawdę, i w liczbie zgłaszających się amatorów, nie jeden, gdy się ani domyślałem tego, kupował jedynie wizerunek ładnej kobiety, z nie-