miękkie, jakby bez kości, i nigdy nie zdarzyło mi się widzieć rąk równie pięknych u takiego dziecka — chłopczyka.
— Co ty tam robisz? rzekł do mnie głosem lekko przytłumionym przerywanym nerwowem chrząkaniem.
— Nic.
— Jesteś nowicyusz?
— Tak, a ty?
— Ja jestem dawny. Zkąd jesteś?
— Z Paryża. A ty?
— Ja, jestem z Charleston’u.
— Gdzie to jest?
— W Ameryce. Jak się nazywasz?
— Piotr Clemenceau. A ty?
— Andrzej Minati. Co twój ojciec robił?
— Nie mam ojca.
— Umarł?
Nic nie odpowiedziałem; milczenie musiał wziąć za odpowiedź twierdzącą.
— A twoja matka co robi?
— Jest szwaczką.
— Szwaczką? Szyje koszule?
— I różne inne rzeczy, — odrzekłem z całą naiwnością.
— A twoja?
— Moja nic nie robi. Moja jest bogata, i mój ojciec także. Podróżuje sobie.
— Ile masz lat?
— Dwanaście. A ty?
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/22
Ta strona została przepisana.