Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/227

Ta strona została przepisana.

jak gdyby ze swej strony zrozumiała doskonale istotną pobudkę tego oddalenia: To niepotrzebne, mama wyjeżdża.
W samej rzeczy, hrabina, uspokojona o córkę, pożegnała nas niebawem; interesa jej, owe wieczne interesa, w które już wierzyć przestałem, powoływały ją znowu do Polski.
W miesiąc po rozwiązaniu, Iza była znów na nogach, piękniejsza niż kiedykolwiek.
Teraz żyłem już tylko w rodzinnem kółku, Stosunki nasze nie były zbyt rozległe. W zimie miewałem dwa czy trzy większe zebrania w mojem atelier. Co tydzień przyjmowałem obiadem kilka wybitniejszych osobistości Paryża. W owym czasie i pan, acz zbyt rzadko, wyświadczełeś mi zaszczy podobnych odwiedzin. Przypominasz zapewne czem były te zebrania, z pozoru przynajmniej, gdyż Bóg wie jeden co się tam pod niemi kryło.
Latem wynajmowałem w Auteuil mały domek, z obszernym ogrodem i dużą szopą, przerobioną na pracownię. Do tego to letniego mieszkanka przenosiliśmy się wraz z nastaniem wiosny, opuszczałem je zaś chyba tylko w razie, jeśli rodzaj pracy wymagał koniecznie bytności mojej w Paryżu, Iza zdawała się oswajać coraz bardziej z rolą matki. Choć i nie szalała jeszcze za małym Feliksem, w każdym razie bawił ją przynajmniej; z czasem zacząłby zapewne więcej ją zajmować.
Tymczasem macierzyństwo wracając mi ją równie piękną, piękniejszą może niż wprzódy, zda-